Archiwum kategorii: Moje 21 dni kuracji

Kuracja metaboliczna

Kuracja metaboliczna wspomagana homeopatycznie – reset metabolizmu w 21 dni bez głodowania (moje doświadczenia)

Lato za pasem, a Twoja figura wciąż pozostawia wiele do życzenia? Na szczęście jest na to sprawdzony sposób w 21 dni – reset metabolizmu, możliwy dzięki kuracji metabolicznej Life Plus.

Jak to działa? Szczegóły znajdziesz tutaj. 

Istnieje możliwość zrefinansowania kosztów – szczegóły tutaj.

A poniżej doświadczenia mojej siostry z kuracją metaboliczną:

„Pełna obaw rozpoczęłam właśnie kurację metaboliczną z wykorzystaniem suplementów Life Plus.

Wszyscy znajomi, którzy mają za sobą tę dietę, zapewniali mnie, że nie będę głodować, a jednocześnie będę pełna energii. Dopiero ok. 5 dnia diety nastąpi kryzys, tj. bóle głowy związane z rozpoczynającym się etapem głębokiego oczyszczania organizmu (trwające ok. 2 dni). Zaznaczam, że najbardziej boję się GŁODU…. tego wszechogarniającego uczucia rozpierającego żołądek, sprawiającego, że nie mogę się na niczym innym skupić… Niemniej jednak powiedziałam „A”, to powiem i „B”…

W tym poście opiszę Wam dzień po dniu moje doświadczenia. Będziecie mogli na bieżąco śledzić moje zmagania z niechcianymi kilogramami na drodze do zdrowia i niczym nie zmąconej szczęśliwości :).

Zapraszam do lektury!

Aga

Dzień 1 (sobota)

Dzień pierwszy kuracji nie przychodzi mi z wielkim trudem, gdyż mogę jeść wszystko, na co mam ochotę. Wprawdzie choroba i złe samopoczucie uniemożliwiły mi obżarstwo do granic wytrzymałości (zalecane w tej fazie diety), ale i tak wg mnie bilans kalorii jest dodatni.

Śniadanie: kromka chleba z wędliną

Obiad: ziemniaki z sosem, karkówka, surówka

Kolacja: Frytki z sosem czosnkowym i dwa kawałki pizzy… (musiałam się pożegnać na kolejne kilka tygodni :))

A w międzyczasie: wafelki czekoladowe, pierniczki, owoce… Słodkie chwile przyjemności

Do tego oczywiście zestaw suplementów i globulki HCG (mają słodki, przyjemny  smak).

Dzień 2 (niedziela)

Obżarstwa ciąg dalszy….:

Śniadanie: jajecznica z kiełbaską

Obiad: Schabowy z ziemniakami i surówką

Kolacja: chipsy i jeszcze jeden schabowy z obiadu

W międzyczasie: owoce, paluszki słone. Suplementy rzecz jasna również.

Muszę przyznać, że ta dieta coraz bardziej mi się podoba:). Jedyne, co spędza mi sen z powiek, to fakt, że od jutra będę głodować (chociaż wszyscy zapewniają mnie, że nie będę). Ale przecież stara wyga jestem, niejedną dietę już przeszłam, więc swoje wiem :).

Dzień 3 (poniedziałek)

Do suplementów doszedł shake odżywczy (bomba witaminowa) oraz shake proteinowy (zastępujące śniadanie).

Śniadanie: kawa przez 1,5 h (bez mleka – OMG, nigdy bym nie pomyślała, że może tak dobrze smakować!). Potem Daily (suplement diety) z shaekiem proteinowym. I sama nie mogę w to uwierzyć: NIE JESTEM GŁODNA aż do południa!!!

Obiad: tak naprawdę to w ogóle nie jestem głodna. Zwykle o tej porze miałam już kilka posiłków za sobą, a tu nic… zero uczucia głodu. Jednocześnie dzięki bombie witamonowej wypitej rano nie mam wrażenia, że coś odebrałam mojemu organizmowi – wręcz przeciwnie – czuję się nasycona i odżywiona jak nigdy dotąd… dopiero o 12.00 zjadłam pomarańczę (choć szczerze mówiąc zrobiłam to tylko dlatego, że wszyscy w biurze zaczęli jeść obiad).

Około 13.30 sięgnęłam w końcu po pierś kurczaka pieczoną poprzedniego wieczoru w piekarniku, a także po gotowane na parze brokuły, cukinię oraz kalafior. Niestety z warzyw zrobiła się nieestetyczna papka, więc postanowiłam następnego dnia zabrać do pracy świeże, surowe warzywa.

W międzyczasie popijałam wodę oraz herbatę.

Na podwieczorek zjadłam jabłko oraz plasterek kalarepy.

Kolacja: Ryba na parze (ohyda), sałata, pomidor

Czułam się nadzwyczaj dobrze, pod wieczór jednak zaczęła mnie trochę głowa boleć. Czyżby organizm już zaczął się oczyszczać?

Jednak ogólnie rzecz biorąc, myślałam, że będzie o wiele gorzej. Po pierwszym dniu czuję się dobrze, jednak jedzenie już mi trochę zbrzydło (ale z drugiej strony, ile można jeść schabowego?:))

Dzień 4 (wtorek)

Dziś od rana miałam szkolenie i szczerze mówiąc, zapomniałam wypić mojego shakea witaminowo-proteinowego. Mimo wszystko głodna nie byłam aż do godz. 14.00. Wtedy zjadłam obiad: filet z indyka, sałata z pomidorem i ogórkiem, papryka. Wieczorem również sałatka. Głód, mimo wielkich obaw, wciąż mnie nie dopada. Tylko jedzenie trochę zbyt jednostajne – tylko warzywa i chude mięso. Brakuje mi też moich ulubionych rozgrzewających zup. Jutro uderzę do siostry – niech ugotuje mi coś pysznego – w końcu to ona mnie namówiła na tę dietę :).

Wieczorem czuję lekki ból głowy, ale podobno to normalne w początkowej fazie diety.

Dzień 5 (środa)

Dziś rano zapomniałam wziąć z domu suplementów. Ale nie zmartwiłam się tym zbytnio, gdyż… Po 5 dniach diety (a właściwie po 3 dniach zmiany nawyków żywieniowych) moja waga spadła o całe 2 kilogramy! Nie spodziewałam się tego zupełnie i nabrałam ochoty na więcej :).  Już nawet jedzenie bez odrobiny tłuszczu zaczęło mi bardziej smakować :). Dostałam od siostry listę dietetycznych przepisów, które z chęcią wypróbuję.

Na kolację wybrałam się do siostry, która przygotowała dla mnie pyszny, aromatyczny i rozgrzewający krem z dyni, pomidorów i pora. Miał lekko pikantny smak, który (mam nadzieję) dodatkowo pobudził mój metabolizm. Tego mi było trzeba, bo strasznie stęskniłam się za zupami.

Na jutro dostałam od siostry cały zestaw wałówki, tj. sałatkę warzywną z tuńczykiem oraz pstrąga duszonego.

Czuję się nadzwyczaj dobrze, bóle głowy ustąpiły. Mam dużo energii, żeby samodzielnie przygotowywać posiłki (niestety moja teściowa nie umie dietetycznie gotować i cały ten trud spadł na mnie).

Dzień 6 (czwartek)

Na obiad zjadłam jedzonko od siostry (jak wyżej). Na kolację warzywa duszone na patelni. Pełna optymizmu spoglądam na wagę, ale niestety pokazuje ona w dalszym ciągu -2kg (a myślałam, ze codziennie zrzucę 1 kg – to by mnie usatysfakcjonowało po 21 dniach kuracji). Niemniej jednak i tak jest to dobry wynik, większość kuracjuszy zrzuca dopiero kilgoramy w drugim, a niektórzy nawet w trzecim tygodniu kuracji.

Tak więc brnę dalej :).

Dzień 7 (piątek)

W dalszym ciągu nie odczuwam głodu, dieta przychodzi mi lekko i przyjemnie. Jedzenie trochę jednostajne, ale mam nadzieję, że sukcesy będą warte poświęcenia

Dzień 8 (sobota)

Dziś się zmierzyłam. I okazuje się, że mam po 2 cm mniej w udach i w talii. Chyba „dwójka” to moja szczęśliwa liczba :). Choć nie ukrywam, że wolałabym więcej centymetrów i kilogramów stracić, ale przecież jestem dopiero na początku drogi. Niemniej jednak sam fakt, że nie czuję głodu i chęci podjadania między posiłkami, jest dla mnie największym sukcesem :).

Dzień 9 (niedziela)

Mimo, iż lubię warzywa, to jedzenie wydaje mi się zbyt monotonne. Siostra mogłaby częściej dla mnie gotować, bo nie chce mi się przygotowywać posiłków. Ale trwam w swoim postanowieniu, bo widzę pierwsze rezultaty. Co najlepsze, bez odrobiny sportu.

Dzień 10 (poniedziałek)

Mimo, że zalecane jest picie 500 ml Daily (to taki witaminowy shake, który piję zamiast śniadania, dzięki czemu do południa nie czuję głodu), to jest on tak gęsty i sycący, że udaje mi się wypić tylko 1 szklankę (czyli połowę zalecanej ilości), Mimo wszystko głodu brak :). Na obiad moja ulubiona sałata z pomidorem i pieczone bez tłuszczu chude mięsko. Po południu – niesłodki owoc (dzisiaj jabłko).

Dzień 11 (wtorek)

Waga pokazuje -3 kg. Muszę przyznać, że spadek jest dosyć powolny, ale pocieszam się, że najlepsze rezultaty są po 3 tygodniach. Niemniej jednak odczuwam lekki spadek motywacji. Muszę zadzwonić do siostry, żeby mnie odpowiednio zmotywowała!

Dzień 12 (środa)

Najgorzej przychodzi mi samodzielne przygotowywanie jedzenia. Sama dieta jest lekka i przyjemna, trzymam się jej zasad i dzięki temu czuję się dobrze. Bóle głowy, które miałam 3. i 4 dnia, należą do przeszłości. Piję dużo herbatek i jedną kawę dziennie.

Wieczorem moja córka robiła ciasteczka. Zgadnijcie, ile ich zjadłam?

Bingo – ani jednego :).

Dzień 13 (czwartek)

Spróbowałam dziś Grissini (mogę zjeść 2 szt. dziennie). Bardzo mi smakowały. to taka namiastka chleba, którego smak już dawno zapomniałam, ale za nim nie tęsknię. Jednak strasznie „chodzą za mną” frytki… oj, zjadłabym, oj zjadła….

Dzień 14 (piątek)

Stwierdziłam, że nie mogę już patrzeć na gotowane na parze brokuły. Więc przestałam je robić. Za to chętnie jadam sałatki z pomidorem. Oraz oczywiście aromatyczne i sycące jesienne zupy. Czasami pogryzam w pracy migdałki (między śniadaniem i obiadem), ale nie dlatego, żebym była głodna, ale po prostu muszę coś „mielić” w buzi :).

Waga pokazuje -4 kg rano, ale wieczorem już tylko -3 kg. Mam lekkie spadki motywacji, chociaż kryzysem tego nazwać nie mogę.

Dzień 15 (sobota)

Czuję się lekka i radosna, bo z wielką przyjemnością stwierdzam, że moje dżinsy, w które dotychczas wciskałam się z wielkim trudem, a i tak były napięte jak baranie jaja, w niczym nie przypominają tych sprzed diety… nie tylko w nie weszłam bez problemu, ale i jakoś tak luźno się w nich czułam. Również dresy do sprzątania jakieś dziwnie luźne były. Przez chwilę myślałam, że się rozciągnęły, no ale po chwili dotarło do mnie, że to JA SCHUDŁAM! Uff, na jakiś czas mnie to zmotywuje.

Dzień 16 (niedziela)

Dzisiaj próba pieczenia torta na urodziny moich dzieci. Próba udana, tzn. tort wyszedł, a ja nie spróbowałam ani kawałka :). Sukces przeogromny, zważywszy na fakt, iż nigdy tortów nie piekłam. Nie mówiąc o tym, że nigdy się im nie mogłam oprzeć :). Ale fryteczki to co innego… takie pyszne, chrupiące, ociekające tłuszczem.. no cóż, przyjdzie mi na nie jeszcze poczekać.

Dzień 17 (poniedziałek)

Dzień jak co dzień. Rano shake, do południa 1 pomarańcza, potem lekki obiad. na kolację pyszna zupka.

Waga cały czas pokazuje -4 kg rano i -3 kg wieczorem. cały czas liczę na to, że zacznie bardziej spadać… bo już mi się nie chce samej gotować posiłków :). Siostra mogłaby mnie poratować ciepłą i niskokaloryczną strawą, ale niestety zarobiona jest :(.

Dzień 18 (wtorek)

Dziś znowu warzywa na parze, ale w dalszym ciągu bez brokułów. Czuję się dobrze, mam energię i w dalszym ciągu nie czuję głodu. Czasami wręcz muszę sobie „przypominać” o jedzeniu, bo po prostu o nim nie pamiętam. Dziwne, prawda? jak można zapomnieć o jedzeniu???

Dzień 19 (środa)

Dziś na obiad zjadłam sałatkę z pomidorem, ogórkiem, rzodkiewką i tuńczykiem. Na podwieczorek jabłko. Wieczorem ugotowałam zupę dyniowo-kalafiorową – będzie też jutro na obiad :).

Jutro mam też zamiar zrobić kolejne pomiary. Oby okazały się one dla mnie motywujące. Trzymajcie kciuki :).

Dzień 20 (czwartek)

Mierzenie okazało się motywujące. Brzuch 3 cm mniej, uda też, ale pupa aż 4 :):):):):):):):)

Okazuje się, że nie tylko kilogramy świadczą o sukcesie w odchudzaniu. Podobno sam tłuszcz waży mało, więc mimo małego spadku wagi, tłuszczu jest o wiele mniej niż przed odchudzaniem. A mięśnie zostają, czego nie można powiedzeić o innych dietach-cud, gdzie traci się 5 kg tygodniowo.

Ja w każdym razie działam dalej!!! Dzięki za trzymanie kciuków i motywację :).

Dzień 21 (piątek)

Już 5 kg mniej :). Teoretycznie mogłabym zakończyć moją kurację, która pozwoliła mi oczyścić mój organizm ze złogów (wierzcie mi lub nie, ale naprawdę to czuję), a przy okazji zrzucić kilka zbędnych kilogramów i pokłady tłuszczu z brzucha, ud i pośladków. Ale postanowiłam, że pociągnę dietę aż do świąt Bożego Narodzenia… To jeszcze około 4 tygodnie, więc mam nadzieję, że gdy zasiądę do wigilijnego stołu, to będzie jakieś 10 kg mnie mniej. Po drodze czeka mnie kilka pokus, jak np. urodziny moich dzieci, dla których zobowiązałam się własnoręcznie upiec torty.

Z tego miejsca dziękuję wszystkim, którzy mi kibicowali, i którym pokazałam, że warto zawalczyć o siebie i podjąć walkę z własnymi słabościami. Muszę przyznać, że przyszło mi to z o wiele większą łatwością, niż początkowo myślałam. Duża w tym zasługa produktów Life Plus, dzięki którym mój oganizm dostał bombę witaminową każdego dnia, a przez to nie odczuwał potrzeby podjadania. Zachęcam każdego do wypróbowania kuracji metabolicznej Life Plus – chętnie podzielę się swoimi doświadczeniami.

A teraz dowód:

Brzuch wyraźnie się zmniejszył, ramiona wyszczuplały, twarz i uda również. A najważniejsze, że czuję się jak nowo narodzona! To nie koniec mojej walki z nadwagą – o moich dalszych sukcesach będę informować na bieżąco.

Polecam tę dietę z całego serca – jedyne, co na niej tracisz, to zbędne kilogramy!”

Aga po kuracji 2jpgJest jeszcze czas, żeby zdążyć przed latem :).

Więcej informacji tutaj: kuracja metaboliczna 21 dni

Share